Rajd – okiem uczestnika

Uczestnik opisuje przebieg I Amatorskiego Rajdu Rowerowego po Wzgórzach Strzelińskich.
Artykuł pojawił się również w gazecie Nasza Ziemia Strzelińska, numer: 106 z dnia: 12 września 2002r., strona 19. Oryginał do ściągnięcia [109kB].

1 września w Białym Kościele odbył się I Amatorski Rajd Rowerowy po Wzgórzach Strzelińskich. Trasa liczyła 18 kilometrów dla kolarzy small i amator i dwie duże pętle dla grupy extreme. Na starcie stawiło się 35 osób. Zbiórka o 13.30 pod szkołą. Mokro po ulewie, stres dla organizatorów, obawa o frekwencje, nerwowe oczekiwanie.

Niedzielna przejażdżka po lesie w tak mokrych warunkach ściągnęła najbardziej wytrwałych – to byli najwięksi pasjonaci dwóch kółek i frekwencja mimo pogody – duża. Aura odstraszyła niezdecydowanych, a kilku stchórzyło przed własnymi ambicjami i póĄniej żałowali. A było co żałować, bo zabawa była przednia.

Trasa była świetnie przygotowana – 4 punkty kontrolne, 3 z wodą. Start spod szkoły w stronę skrzyżowania pod dębem. Najpierw asfalt…! w błoto. Zazgrzytał łańcuch…coś mi chrupnęło. Wszyscy ruszyli z kopyta. Ja spokojnie.. to miała być tylko przejażdżka. Kałuża, błoto…i zabawa zaczęła się na całego. Pierwszy podjazd i już mokre ciuchy, buty. Lekkie ciśnienie… duża kokurencja… oj… będzie za kim jechać. Po kilkuset metrach odpuszczam, jadę sam… czuję brak energii (wychodzi brak śniadania). Las pachniał nadzwyczaj intensywnie, głębokie oddechy i pierwszy punkt kontrolny. Potem pierwszy zjazd. Zaczyna się mocno w dół, błoto z zębatek… omijam zator, wybieram nierówności parę podskoków. Jest super. Doganiam paru zawodników. Akurat punkt z wodą, chciwie piję i dalej mocno pod górę. Grzęznę; błoto uniemożliwia jazdę – trzeba prowadzić. W połowie stoku w prawo trochę piasku i znów zjazd w dół do asfaltu, potem w stronę kamieniołomu w Gębczycach, kręto i szybko. Kamieniołom – punkt z wodą, mila gościna. Dalej na szamotkę i tu prezent: miłe pętle i hoopla… lecę wysoko, długo — hamowanie i teraz już na asfalt; jestem przemoczony, czuję zimno, Dociskam pedały, zęby też i do Białego Kościoła wzdłuż stawu… cieplej i już drugie okrążenie… nabrałem tempa… minęło szybko. Grząski podjazd w stronę wzgórza… błoto… grzęznę, podprowadzam, a potem w prawo i to co tygryski lubią najbardziej – zjazd… mocne hamowanie i asfaltem i w las… Prawdziwy extreme. Zgrzyta błoto w łańcuchu, chlupie woda w butach, ale jest super. Druga pętla minęła szybko, na mecie mile zaskoczenie – jestem trzeci.

Dojeżdżają następni. Świetna zabawa. Co nas wciąga w tę zabawę? Zrozumie ten, kto pokręci i złapie wirusa „korby”. Po rajdzie można było skorzystać z prysznica, czekała ciepła herbata i zaproszenie na gorące kiełbaski i świeże bułeczki, były napoje i jogurty. Dekoracja, podziękowania – a jest komu, bo rajd przygotowany profesjonalnie z udziałem i zaangażowaniem wielu ludzi. Za rok na pewno wszyscy wrócą. Trasa ciekawa. Łatwa, dobrze oznakowana (duże zaangażowanie harcerzy).

Paweł Szeszko

Ten wpis umieszczono w kategorii Maraton Rowerowy, Prasa i literatura i otagowano , . Dodaj jako zakładkę ten link.

Komentarze są zamknięte.